Początki początków - z czym to się je....
Cześć Wam!
To pierwszy wpis, na nowo założonym blogu. Postaram się przekazywać wszystko w możliwie klarowny, a zarazem lapidarny sposób. Zależy mi na treści, tak więc nie ma mowy o laniu wody.
Może to zabrzmieć nieskromnie, aczkolwiek sport nigdy nie przysparzał mi żadnych problemów. Mimo, iż na WF'ie w szkole nauczyciele często musieli odnotowywać brak stroju. Bo jak wiadomo, nierzadko ambicja idzie w parze z lenistwem. Ale do rzeczy, świat wyrzeźbonych sylwetek, pobijania rekordów w wyciskaniu ciężaru, czy też walki z własnymi słabościami, to świat który stoi otworem dla każdego z nas, także NO EXCUSES!
Kiedy zaczałem trenować "na poważnie", w wieku dwudziestu lat, nie zdawałem sobie sprawy, jak to może wciagnac, a raczej uzależnić. Zaczęło się dość niewinnie, pierwszy wdrażajacy trening, a raczej spotkanie, na którym przedstawiona była teoria oraz podstawy dotyczace crossfitu. Kiedy miałem już za soba kilka godzin spędzonych w boxie i zaczałem mniej więcej rozumieć "z czym to się je", każdy kolejny workout sprawiał niesamowita przyjemność. Nie mówię tu o godzinie wylewania z siebie siódmych, a może nawet ósmych potów. Mam na myśli niesamowite uczucie samospełnienia i chęć dalszego rozwoju i kształtowania, nie tylko swojej sylwetki, ale przede wszystkim charakteru!